Coraz
bliżej końca!
Opowiadanie
będzie miało jednak 6 części, a nie 5, tak jak to przewidywałem
na początku. Mimo tego postaram się sprężyć, by je możliwie jak
najszybciej zakończyć, ale jednak, by to zrobić potrzeba mi
waszych opinii, więc proszę tych co czytają, a nie komentują o
to, by się śmiało wypowiadali i odpowiadali na zadane pytania lub
pisali coś od siebie, jeśli tak wolą.
Są
ludzie, są serca
Jeden
żar
Są
myśli namiętne
W
twoich ja...
(Chojnacki
– Niecierpliwi)
Julia
tego wieczora nie mogła zasnąć. Tuliła do siebie swojego pupila,
który nawykł do spania w łóżku i rozmyślała jak to będzie.
Tworzyła w głowie różne scenariusze, by być na wszystko
przygotowaną. Zastanawiała się też czym Daniel jej tak
zaimponował. Doszła do wniosku, że otwartością, w której jednak
gnieździła się pewna doza skrytości, a ta z kolei fascynowała, a
fascynacja zazwyczaj przyciągała i tak też było w tym przypadku.
Poza tym różnił się od jej rówieśników. Nie rzucał głupimi,
chamskimi dowcipami i uwagami. Nie wyglądał też na takiego, który
chce ją jedynie zaliczyć. Był zwyczajnie miły, jej zdaniem
zupełnie nieprzesadzony, jakkolwiek głupio to określenie brzmiało.
No i polubił Elvisa, a Elvis polubił jego.
W
głowię nastolatki trwało więc istne love story, które o tak
późnej porze przywoływało różne wyobrażenia, a te z kolei
popychały do zaspokajania samej siebie. W myślach kochała się z
Danielem właśnie trzeci raz, kiedy zadzwonił jej budzik.
Specjalnie ustawiła go tak wcześnie, by zdążyć się dokładnie
przygotować. W planach miała wziąć prysznic, wyprostować włosy,
zrobić dokładny... dokładniejszy niż zazwyczaj makijaż, oraz
wybrać idealny na tę okazję strój.
Podczas
wybierania ubrania, wzięła pod uwagę wiek mężczyzny. Wiedziała,
że większość ludzi jedynie bzdury plecie o tym, że to tylko nic
nieznaczące cyfry, a naprawdę to oceniają dokładnie tak samo jak
ta mniejszość, która przynajmniej czyni to szczerze. Ona sama nie
miała nic do ludzi, którzy byli w związku, a których dzieliła
sporawa przepaść, jednak podobnie jak większość, gdy widziała
dorosłego mężczyznę w koszuli, obściskującego małolatę w
dresie, to chciało jej się śmiać, dlatego sama postanowiła nie
tworzyć takiej komedii i ubrać się codziennie, ale jednak bardziej
elegancko niż zazwyczaj... po prostu doroślej. Uznała, że czarne
spodnie, biała bluzka z błyszczącymi, srebrnymi akcentami oraz
czerwona marynarka są idealne na taką właśnie okazję.
Kiedy
przygotowania dobrnęły już do końca, to Julia zaczęła żałować,
że zwlekła się z łóżka tak wcześnie, bo teraz nie miała już
niczego do roboty, a nieproszone myśli znowu zaprzątały głowę.
Denerwowała się, choć nie chciała tego przyznać, nawet sama
przed sobą. Ściągnęła smycz, która przewieszona była przez
stacjonarny rowerek, który od bardzo wielu miesięcy służył
jedynie jako ozdoba jej pokoju, ewentualnie wieszak na ubrania i
zdecydowała się zająć Elvisem, by choć odrobinkę czas zaczął
szybciej płynąć.
W
końcu wybiła godzina spotkania. Przywiązała niebieską smycz do
podłokietnika krzesła i wyczekiwała pojawienia się Daniela.
Mijały minuty, które przerodziły się w ponad pół godziny, gdy
mężczyzna zjawił się przy stoliku.
– Spóźniłem
się? – zapytał całkiem zwyczajnym tonem, choć ona spodziewała
się jakiś... jakichkolwiek przeprosin za taką obsuwę w czasie.
– Odrobinkę
– odpowiedziała nieuprzejmym warknięciem.
– Lody
i ciacho ci to wynagrodzą – nie zapytał, stwierdził, a potem
przekazał jej kartę, którą odebrał od kelnera. – Jaki smak? –
zapytał.
– Żaden.
Nie lubię lodów. Cappuccino, poproszę.
– Jak
można nie lubić lodów? – dziwił się na głos, jakby sam do
siebie, ale wypowiadając te słowa spojrzał na kelnera, który
nienagannie ubrany w białą koszulę i czerwoną muszkę, w
odpowiedzi jedynie wzruszył ramionami. – Też nie rozumiem –
przyznał Daniel.
– Dla
pana to co zwykle?
– Tak,
mała czarna, ale podwójna, więc duża, gorzka, a do tego szarlotka
z lodami waniliowymi na osłodę.
– Ale
szarlotkę lubię – wtrąciła Julia.
– W
takim razie, dwie szarlotki. – Uniósł dwa palce do góry i nimi
zamachał, dokładnie w taki sposób jakby pokazywał „Victorię”.
Kelner
odszedł, a Julka wtedy dopiero uważniej przyjrzała się Danielowi.
Wyglądał dokładnie tak samo jak zawsze, nawet ubrany był
podobnie, jeśli nie identycznie. Postanowiła nawet o to zapytać,
choćby po to by rozpocząć jakiś temat, ale nie miała pojęcia
jak to zrobić.
– Ładnie
dziś wyglądasz – rzucił niespodziewanie.
Słowa
Daniela wyrwały ją z rozmyśleń i już miała mu podziękować,
gdy przyuważyła, że mężczyzna sięga dłońmi do jej psiaka i go
głaszcze.
– Czyżby
nowa obróżka? – zagadywał dalej Elvisa.
W
końcu przestał głaskać pupila i spojrzał na jego właścicielkę
z łobuzerskim uśmiechem.
– Ty
też ładnie dzisiaj wyglądasz – wypowiedział dokładnie w taki
sposób, jakby uważał, iż ona od niego tego oczekuje.
– A
ty wyglądasz tak jak zawsze – odpowiedziała niezbyt miło.
– W
tym akurat nie ma niczego dziwnego. Nienawidzę zakupów i szczerze
mówiąc, to nie mam na nie czasu, więc gdy trafiam przypadkiem na
coś co mi się podoba i też na mnie pasuje, a przy okazji też cena
nie jest wygórowana, to biorę trzy... czasami cztery komplety i
noszę póki się nie zużyją.
– Naprawdę?
– zdziwiła się.
– Tak
i to ma swoje plusy. Kiedy kupi się wszystko takie samo, to przy
praniu nie trzeba się głowić nad podziałem na kolory. Po prostu
te same koszulki pierze się razem, te same bluzy razem i te same
dżinsy razem. Trzy prania i z głowy.
Rozbawił
ją, więc się zaśmiała, a on lekko uśmiechnął. Kelner
przyniósł im zamówienie. Daniel oczywiście zaczął od lodów.
– Czym
się tak właściwie zajmujesz?
– Obecnie?
Robieniem dobrego wrażenia.
– Nie
o to pytałam – zauważyła, ale nie była zagniewana z powodu, że
stosuje uniki. Tak naprawdę, to zaczynała się świetnie przy nim
bawić i gdzieś znikł cały wcześniejszy stres i zdenerwowanie,
które towarzyszyły jej od samego ranka, a nawet od początku
trwania nocy.
– Jakby
to powiedzieć... byłem bardzo trudnym dzieckiem. Zmieniałem co
rok, czasami częściej, szkoły. Rodzice, jak zbliżała się
wywiadówka, to ciągnęli zapałki. Ojciec już wolał wtedy myć
okna i sprzątać w domu, niż iść do mojej wychowawczyni.
– Naprawdę?
– Mówię
całkiem poważnie. Jednak jakąś szkołę skończyć musiałem i
tak padło na mechanika samochodowego. Zajmuję się tym do dziś,
ale jednak bardziej hobbystycznie. Lubię czasami pogrzebać,
podłubać. Skupuję stare auta, których komuś nie chce się
naprawiać, odnawiam je i sprawiam by jeździły. Niektóre sobie
zostawiam, co nie jest zbyt mądre zważywszy na to, że nie mam
prawa jazdy.
– Jeździsz
bez prawa jazdy?
– Tylko
czasami. Resztę aut wystawiam na akcje.
– Da
się z tego wyżyć?
– Gdybym
się tym zajmował na poważnie, a nie gdy mi się chce, gdy ma
ochotę, gdy mam dobry dzień, to tak, dałoby się z tego wyżyć,
ale do tego potrzeba byłoby tego czego ja nigdy nie miałem.
– Czyli
czego?
– Konsekwencji.
Rutyny. Nie umiem działać rutynowo – przyznał. – Szybko się
nudzę.
– Kobietami
też?
– Różnie,
ale jak kiedyś byłem z jedną dłużej, to faktycznie co rano
wstawałem do pracy i wtedy zajmowałem się swoją pasją na
poważnie. Myślę, że też wtedy było inaczej, bo nie miałem
innego wyjścia, ale potem... chrzestna pojechała do dzieci za
granicę i dała mi mieszkanie, zmarli też dziadkowie i uczynili
dokładnie to samo. Wynająłem je, więc miałem stałą pensję bez
konieczności wychodzenia z domu.
– Do
dziś z tego żyjesz – wywnioskowała.
– Tak,
ale dziś mam więcej takich mieszkań. Starałem się żyć
skromnie, oszczędzałem i kupowałem kolejne, zwłaszcza, gdy
sprzedałem jakiś samochód, na który był popyt, a którego trudno
było dostać. A ty, czym się zajmujesz, poza chęcią zdania
matury? – Uśmiechnął się, znowuż przypominając sobie z jak
bardzo młodą osóbką ma do czynienia.
– Szukam
pracy, choćby jakieś na wakacje, a potem się zobaczy. Wszystko od
tej matury zależy.
– Nie
zrozumiem twojego stresu i chęci jej zdania, bo sam nigdy do matury
nie przystąpiłem, ale podziwiam za same chęci i ambicję. Zawsze
lubiłem ambitnych ludzi i ceniłem tych konsekwentnych, choć sam do
nich nigdy nie należałem.
– Ale
zawsze chciałeś.
– Może,
ale nie wychodziło, więc sobie odpuściłem. – Ułamał odrobinę
szarlotki i podsunął ją psu pod sam nos.
– Co
robisz!? – uniosła się.
– Karmię
Elvisa, by mu smutno nie było.
– On
nie może jeść takich rzeczy, jeszcze się pochoruje.
– Nie
znam nikogo kto by zachorował od szarlotki – stwierdził i dalej
dokarmiał psiaka. – Mój kot na przykład je wszystko. Lepiej, by
miał krótsze, ale szczęśliwsze życie, niżeliby miał pożyć
rok czy dwa dłużej, ale musiał sobie wszystkiego odmawiać. Sam
też bym tak wolał.
– Jak
go nazwałeś? – zagadnęła.
– Tak
właściwie to jest to ona. Zwie się Paskuda.
Julia
zaśmiała się i przez to o mało co, a poplułaby się kawą, bo
Daniel odpowiedział akurat w chwili, gdy wzięła spory łyk.
– Jest
brzydka?
– Nie,
tylko niegrzeczna. Z resztą sama oceń. – Wyjął telefon z
kieszeni dżinsów, wszedł do galerii i podsunął go dziewczynie
pod nos.
Julia
chwyciła za sprzęt i przyjrzała się puszystej, czarnej kotce,
która miała biały krawat oraz białą plamę na nosie. Stworzenie
było bardzo grube i nasuwało na jej myśl określenie Beny
Kuleczka.
Brunetka
już miała oddać telefon Danielowi, ale pochwyciła go tak, że
naruszyła dotyk i zdjęcie się zmieniło. Jej oczom ukazał się
wózek dziecięcy. Był popielaty i miał akcenty w kolorze
delikatnego różu. Był pusty. Przyjrzała się mężczyźnie, który
siedział naprzeciwko niej uważniej.
– Coś
się stało? – zapytał, jakby wyczuwając jej zmieszanie.
– Nie,
nic. – Przesunęła na kolejną fotografię, ale tam były części
samochodowe, na kolejnej sam samochód, aż w końcu znów natrafiła
na wózek, tym razem biały, skórzany, na dużych kółkach i
wahaczach, które zapewniały swobodne kołysanie gondolą. – Masz
zdjęcia wózków dziecięcych w telefonie – powiedziała, oddając
szatynowi komórkę.
Jej
słowa zupełnie go nie uderzyły, a przynajmniej sprawiał takie
wrażenie. Przejął od niej telefon, schował go do kieszeni, napił
się i odpowiedział:
– Siostra
wysyłała szwagrowi, gdy wybierali pojazd dla pierworodnej.
Pomagałem. – Uśmiechnął się uroczo, zupełnie tak jak chłopie,
który jest dumny z tego, że uczynił jakiś dobry uczynek.
– Rozumiem
i przepraszam, pomyślałam, że...
– Że
skoro jestem przed czterdziestką, to statystycznie już powinienem
mieć jakieś jedno i trzy czwarte dziecka płaczącego mi w domu,
tak?
– Tak
– przyznała.
– Nie
jestem ojcem – zaprzeczył szybko, by nie było co do tego żadnych
wątpliwości.
Julia
jakby mimowolnie zaczęła sunąć wzrokiem po dłoniach mężczyzny.
Szczególnie przyglądała się serdecznym palcom, ale nie miał na
żadnym z nich obrączki. Poczuła się uspokojona i po zjedzeniu
ciastka oraz wypiciu kawy przystała na jego propozycję wspólnego
spaceru. Uprzedził ją, że będą musieli spacerować bardzo
powoli, a i z jego biegania będą nici przez dłuższy czas.
– Taka
ciężka rzecz przygniotła mi stopę, złamałem dwa palce.
Dopiero
po tych słowach spojrzała w dół na nogi Daniela i przyuważyła,
że mężczyzna jest w sandałkach i ma założony jakiś usztywniacz
oraz bandaż na palcach prawej stopy.
– To
też dlatego się dzisiaj spóźniłem – wyjaśnił. – Wczoraj
nie pojechałem na pogotowie, bo było późno i sądziłem, że mi
samo minie, jak krew przestanie się lać. No i przestała, ale
bolało nadal tak samo. Spać nie mogłem.
Ja
też, ale z innego powodu – przeszło jej przez myśl, ale
postanowiła pozostawić ją jedynie dla siebie.
Trzy
krótkie pytania:
1.
Chcieliście dłuższą rozmowę Julii i Daniela. Dostaliście ich
wspólne spotkanie, takie nieco dłuższe niż zazwyczaj. Co teraz o
nich myślicie?
2.
Co waszym zdaniem Julia widzi w Danielu i odwrotnie, co on widzi w
niej?
3.
Zdjęcia wózków w telefonie komórkowym. Jak sądzicie, czy Daniel
powiedział dziewczynie prawdę?