sobota, 13 sierpnia 2016

Między alejkami - część 4


Coraz bliżej końca!
Opowiadanie będzie miało jednak 6 części, a nie 5, tak jak to przewidywałem na początku. Mimo tego postaram się sprężyć, by je możliwie jak najszybciej zakończyć, ale jednak, by to zrobić potrzeba mi waszych opinii, więc proszę tych co czytają, a nie komentują o to, by się śmiało wypowiadali i odpowiadali na zadane pytania lub pisali coś od siebie, jeśli tak wolą.


Są ludzie, są serca
Jeden żar
Są myśli namiętne
W twoich ja...
(Chojnacki – Niecierpliwi)

Julia tego wieczora nie mogła zasnąć. Tuliła do siebie swojego pupila, który nawykł do spania w łóżku i rozmyślała jak to będzie. Tworzyła w głowie różne scenariusze, by być na wszystko przygotowaną. Zastanawiała się też czym Daniel jej tak zaimponował. Doszła do wniosku, że otwartością, w której jednak gnieździła się pewna doza skrytości, a ta z kolei fascynowała, a fascynacja zazwyczaj przyciągała i tak też było w tym przypadku. Poza tym różnił się od jej rówieśników. Nie rzucał głupimi, chamskimi dowcipami i uwagami. Nie wyglądał też na takiego, który chce ją jedynie zaliczyć. Był zwyczajnie miły, jej zdaniem zupełnie nieprzesadzony, jakkolwiek głupio to określenie brzmiało. No i polubił Elvisa, a Elvis polubił jego.
W głowię nastolatki trwało więc istne love story, które o tak późnej porze przywoływało różne wyobrażenia, a te z kolei popychały do zaspokajania samej siebie. W myślach kochała się z Danielem właśnie trzeci raz, kiedy zadzwonił jej budzik. Specjalnie ustawiła go tak wcześnie, by zdążyć się dokładnie przygotować. W planach miała wziąć prysznic, wyprostować włosy, zrobić dokładny... dokładniejszy niż zazwyczaj makijaż, oraz wybrać idealny na tę okazję strój.
Podczas wybierania ubrania, wzięła pod uwagę wiek mężczyzny. Wiedziała, że większość ludzi jedynie bzdury plecie o tym, że to tylko nic nieznaczące cyfry, a naprawdę to oceniają dokładnie tak samo jak ta mniejszość, która przynajmniej czyni to szczerze. Ona sama nie miała nic do ludzi, którzy byli w związku, a których dzieliła sporawa przepaść, jednak podobnie jak większość, gdy widziała dorosłego mężczyznę w koszuli, obściskującego małolatę w dresie, to chciało jej się śmiać, dlatego sama postanowiła nie tworzyć takiej komedii i ubrać się codziennie, ale jednak bardziej elegancko niż zazwyczaj... po prostu doroślej. Uznała, że czarne spodnie, biała bluzka z błyszczącymi, srebrnymi akcentami oraz czerwona marynarka są idealne na taką właśnie okazję.
Kiedy przygotowania dobrnęły już do końca, to Julia zaczęła żałować, że zwlekła się z łóżka tak wcześnie, bo teraz nie miała już niczego do roboty, a nieproszone myśli znowu zaprzątały głowę. Denerwowała się, choć nie chciała tego przyznać, nawet sama przed sobą. Ściągnęła smycz, która przewieszona była przez stacjonarny rowerek, który od bardzo wielu miesięcy służył jedynie jako ozdoba jej pokoju, ewentualnie wieszak na ubrania i zdecydowała się zająć Elvisem, by choć odrobinkę czas zaczął szybciej płynąć.
W końcu wybiła godzina spotkania. Przywiązała niebieską smycz do podłokietnika krzesła i wyczekiwała pojawienia się Daniela. Mijały minuty, które przerodziły się w ponad pół godziny, gdy mężczyzna zjawił się przy stoliku.
Spóźniłem się? – zapytał całkiem zwyczajnym tonem, choć ona spodziewała się jakiś... jakichkolwiek przeprosin za taką obsuwę w czasie.
Odrobinkę – odpowiedziała nieuprzejmym warknięciem.
Lody i ciacho ci to wynagrodzą – nie zapytał, stwierdził, a potem przekazał jej kartę, którą odebrał od kelnera. – Jaki smak? – zapytał.
Żaden. Nie lubię lodów. Cappuccino, poproszę.
Jak można nie lubić lodów? – dziwił się na głos, jakby sam do siebie, ale wypowiadając te słowa spojrzał na kelnera, który nienagannie ubrany w białą koszulę i czerwoną muszkę, w odpowiedzi jedynie wzruszył ramionami. – Też nie rozumiem – przyznał Daniel.
Dla pana to co zwykle?
Tak, mała czarna, ale podwójna, więc duża, gorzka, a do tego szarlotka z lodami waniliowymi na osłodę.
Ale szarlotkę lubię – wtrąciła Julia.
W takim razie, dwie szarlotki. – Uniósł dwa palce do góry i nimi zamachał, dokładnie w taki sposób jakby pokazywał „Victorię”.
Kelner odszedł, a Julka wtedy dopiero uważniej przyjrzała się Danielowi. Wyglądał dokładnie tak samo jak zawsze, nawet ubrany był podobnie, jeśli nie identycznie. Postanowiła nawet o to zapytać, choćby po to by rozpocząć jakiś temat, ale nie miała pojęcia jak to zrobić.
Ładnie dziś wyglądasz – rzucił niespodziewanie.
Słowa Daniela wyrwały ją z rozmyśleń i już miała mu podziękować, gdy przyuważyła, że mężczyzna sięga dłońmi do jej psiaka i go głaszcze.
Czyżby nowa obróżka? – zagadywał dalej Elvisa.
W końcu przestał głaskać pupila i spojrzał na jego właścicielkę z łobuzerskim uśmiechem.
Ty też ładnie dzisiaj wyglądasz – wypowiedział dokładnie w taki sposób, jakby uważał, iż ona od niego tego oczekuje.
A ty wyglądasz tak jak zawsze – odpowiedziała niezbyt miło.
W tym akurat nie ma niczego dziwnego. Nienawidzę zakupów i szczerze mówiąc, to nie mam na nie czasu, więc gdy trafiam przypadkiem na coś co mi się podoba i też na mnie pasuje, a przy okazji też cena nie jest wygórowana, to biorę trzy... czasami cztery komplety i noszę póki się nie zużyją.
Naprawdę? – zdziwiła się.
Tak i to ma swoje plusy. Kiedy kupi się wszystko takie samo, to przy praniu nie trzeba się głowić nad podziałem na kolory. Po prostu te same koszulki pierze się razem, te same bluzy razem i te same dżinsy razem. Trzy prania i z głowy.
Rozbawił ją, więc się zaśmiała, a on lekko uśmiechnął. Kelner przyniósł im zamówienie. Daniel oczywiście zaczął od lodów.
Czym się tak właściwie zajmujesz?
Obecnie? Robieniem dobrego wrażenia.
Nie o to pytałam – zauważyła, ale nie była zagniewana z powodu, że stosuje uniki. Tak naprawdę, to zaczynała się świetnie przy nim bawić i gdzieś znikł cały wcześniejszy stres i zdenerwowanie, które towarzyszyły jej od samego ranka, a nawet od początku trwania nocy.
Jakby to powiedzieć... byłem bardzo trudnym dzieckiem. Zmieniałem co rok, czasami częściej, szkoły. Rodzice, jak zbliżała się wywiadówka, to ciągnęli zapałki. Ojciec już wolał wtedy myć okna i sprzątać w domu, niż iść do mojej wychowawczyni.
Naprawdę?
Mówię całkiem poważnie. Jednak jakąś szkołę skończyć musiałem i tak padło na mechanika samochodowego. Zajmuję się tym do dziś, ale jednak bardziej hobbystycznie. Lubię czasami pogrzebać, podłubać. Skupuję stare auta, których komuś nie chce się naprawiać, odnawiam je i sprawiam by jeździły. Niektóre sobie zostawiam, co nie jest zbyt mądre zważywszy na to, że nie mam prawa jazdy.
Jeździsz bez prawa jazdy?
Tylko czasami. Resztę aut wystawiam na akcje.
Da się z tego wyżyć?
Gdybym się tym zajmował na poważnie, a nie gdy mi się chce, gdy ma ochotę, gdy mam dobry dzień, to tak, dałoby się z tego wyżyć, ale do tego potrzeba byłoby tego czego ja nigdy nie miałem.
Czyli czego?
Konsekwencji. Rutyny. Nie umiem działać rutynowo – przyznał. – Szybko się nudzę.
Kobietami też?
Różnie, ale jak kiedyś byłem z jedną dłużej, to faktycznie co rano wstawałem do pracy i wtedy zajmowałem się swoją pasją na poważnie. Myślę, że też wtedy było inaczej, bo nie miałem innego wyjścia, ale potem... chrzestna pojechała do dzieci za granicę i dała mi mieszkanie, zmarli też dziadkowie i uczynili dokładnie to samo. Wynająłem je, więc miałem stałą pensję bez konieczności wychodzenia z domu.
Do dziś z tego żyjesz – wywnioskowała.
Tak, ale dziś mam więcej takich mieszkań. Starałem się żyć skromnie, oszczędzałem i kupowałem kolejne, zwłaszcza, gdy sprzedałem jakiś samochód, na który był popyt, a którego trudno było dostać. A ty, czym się zajmujesz, poza chęcią zdania matury? – Uśmiechnął się, znowuż przypominając sobie z jak bardzo młodą osóbką ma do czynienia.
Szukam pracy, choćby jakieś na wakacje, a potem się zobaczy. Wszystko od tej matury zależy.
Nie zrozumiem twojego stresu i chęci jej zdania, bo sam nigdy do matury nie przystąpiłem, ale podziwiam za same chęci i ambicję. Zawsze lubiłem ambitnych ludzi i ceniłem tych konsekwentnych, choć sam do nich nigdy nie należałem.
Ale zawsze chciałeś.
Może, ale nie wychodziło, więc sobie odpuściłem. – Ułamał odrobinę szarlotki i podsunął ją psu pod sam nos.
Co robisz!? – uniosła się.
Karmię Elvisa, by mu smutno nie było.
On nie może jeść takich rzeczy, jeszcze się pochoruje.
Nie znam nikogo kto by zachorował od szarlotki – stwierdził i dalej dokarmiał psiaka. – Mój kot na przykład je wszystko. Lepiej, by miał krótsze, ale szczęśliwsze życie, niżeliby miał pożyć rok czy dwa dłużej, ale musiał sobie wszystkiego odmawiać. Sam też bym tak wolał.
Jak go nazwałeś? – zagadnęła.
Tak właściwie to jest to ona. Zwie się Paskuda.
Julia zaśmiała się i przez to o mało co, a poplułaby się kawą, bo Daniel odpowiedział akurat w chwili, gdy wzięła spory łyk.
Jest brzydka?
Nie, tylko niegrzeczna. Z resztą sama oceń. – Wyjął telefon z kieszeni dżinsów, wszedł do galerii i podsunął go dziewczynie pod nos.
Julia chwyciła za sprzęt i przyjrzała się puszystej, czarnej kotce, która miała biały krawat oraz białą plamę na nosie. Stworzenie było bardzo grube i nasuwało na jej myśl określenie Beny Kuleczka.
Brunetka już miała oddać telefon Danielowi, ale pochwyciła go tak, że naruszyła dotyk i zdjęcie się zmieniło. Jej oczom ukazał się wózek dziecięcy. Był popielaty i miał akcenty w kolorze delikatnego różu. Był pusty. Przyjrzała się mężczyźnie, który siedział naprzeciwko niej uważniej.
Coś się stało? – zapytał, jakby wyczuwając jej zmieszanie.
Nie, nic. – Przesunęła na kolejną fotografię, ale tam były części samochodowe, na kolejnej sam samochód, aż w końcu znów natrafiła na wózek, tym razem biały, skórzany, na dużych kółkach i wahaczach, które zapewniały swobodne kołysanie gondolą. – Masz zdjęcia wózków dziecięcych w telefonie – powiedziała, oddając szatynowi komórkę.
Jej słowa zupełnie go nie uderzyły, a przynajmniej sprawiał takie wrażenie. Przejął od niej telefon, schował go do kieszeni, napił się i odpowiedział:
Siostra wysyłała szwagrowi, gdy wybierali pojazd dla pierworodnej. Pomagałem. – Uśmiechnął się uroczo, zupełnie tak jak chłopie, który jest dumny z tego, że uczynił jakiś dobry uczynek.
Rozumiem i przepraszam, pomyślałam, że...
Że skoro jestem przed czterdziestką, to statystycznie już powinienem mieć jakieś jedno i trzy czwarte dziecka płaczącego mi w domu, tak?
Tak – przyznała.
Nie jestem ojcem – zaprzeczył szybko, by nie było co do tego żadnych wątpliwości.
Julia jakby mimowolnie zaczęła sunąć wzrokiem po dłoniach mężczyzny. Szczególnie przyglądała się serdecznym palcom, ale nie miał na żadnym z nich obrączki. Poczuła się uspokojona i po zjedzeniu ciastka oraz wypiciu kawy przystała na jego propozycję wspólnego spaceru. Uprzedził ją, że będą musieli spacerować bardzo powoli, a i z jego biegania będą nici przez dłuższy czas.
Taka ciężka rzecz przygniotła mi stopę, złamałem dwa palce.
Dopiero po tych słowach spojrzała w dół na nogi Daniela i przyuważyła, że mężczyzna jest w sandałkach i ma założony jakiś usztywniacz oraz bandaż na palcach prawej stopy.
To też dlatego się dzisiaj spóźniłem – wyjaśnił. – Wczoraj nie pojechałem na pogotowie, bo było późno i sądziłem, że mi samo minie, jak krew przestanie się lać. No i przestała, ale bolało nadal tak samo. Spać nie mogłem.
Ja też, ale z innego powodu – przeszło jej przez myśl, ale postanowiła pozostawić ją jedynie dla siebie.

Trzy krótkie pytania:
1. Chcieliście dłuższą rozmowę Julii i Daniela. Dostaliście ich wspólne spotkanie, takie nieco dłuższe niż zazwyczaj. Co teraz o nich myślicie?
2. Co waszym zdaniem Julia widzi w Danielu i odwrotnie, co on widzi w niej?
3. Zdjęcia wózków w telefonie komórkowym. Jak sądzicie, czy Daniel powiedział dziewczynie prawdę?